Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Niebezpieczna kochanka.djvu/174

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

le, że cofać się trudno. Zresztą, pragnę zgładzić niemiłe wrażenie ostatniej rozmowy.
— Słucham! — rzucił niecierpliwie.
Po krótkiej pauzie, poczęła.
— Nie mogę, z różnych względów przytoczyć obecnie niezbitych danych... Musi pan mieć do mnie zaufanie i zawierzyć mi na słowo... Twierdzę stanowczo... Hrabina Orzelska jest złą kobietą.
— Ale, dlaczego? — żachnął się.
— Raz jeszcze podkreślam, że więcej mi powiedzieć nie wolno. Niech to panu wystarczy. Bardzo bliskie mi osoby z nią się zetknęły i padły ofiarą jej przewrotności.
— Domyślam się! — wykrzyknął, uderzając się ręką w czoło. — Pani opiekunka! — Tajemnicza czarna dama w żałobnym welonie! Uporczywie wypierała się dotychczas, by ją cośkolwiek łączyć miało z hrabiną Orzelską... Lecz pani potwierdza moje domysły! Cóż takiego jej wyrządziła hrabina?
— Pozostawmy moją opiekunkę w spokoju! — poważnie odparła Marta — Gdyby nawet tak było, pieczęć milczenia leży na moich ustach, a moja opiekunka posiada, zapewne, ukryte powody, że chwilowo pewne sprawy trzyma w tajemnicy. Lecz podkreślam... Pani Orzelska jest więcej, niż niebezpieczną osobą. Igra ona ludźmi, niczem pionkami i każdy, kto się do niej zbliżył, gorzko później żałował tego. Niezwykle przebiegła, potrafi omotać w swe sieci wszystkich i prowadzić ich do wiadomych sobie celów.
— Niemożebne! — zawołał, dotknięty w swych najgorętszych uczuciach. — Niemożebne. Znam hra-

172