Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Marja Wisnowska. W więzach tragicznej miłości.djvu/76

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

nienem pani widywać. Poprosiłem ich jednak, aby nie mieszali się do nieswoich spraw i zapewniłem, iż skoro mam słowo pani, żadnej krzywdy sobie nie wyrządzę. Natomiast zapowiedziałem im kategorycznie, że gdyby ośmielili się wtrącać, robili jakie kroki, aby nas rozłączyć, lub pani dostarczyli adres moich rodziców, natychmiast życie sobie odbiorę. Nim ojciec dojedzie do Warszawy, mnie na świecie nie będzie!
— Warjat zupełny! — przemknęło w głowie Wisnowskiej — czyż ja się od niego już nigdy nie uwolnię! A ci huzarzy też dobrzy, widać chcą się trzymać zdaleka! Tak najwygodniej.
— Przyszedłem więc wyjaśnić wszelkie między nami nieporozumienia. Przez parę dni zastać nie mogłem... nic dziwnego, praca, próby! Lecz dziś, skoro spotkaliśmy się, mam nadzieję, ułożymy nasz stosunek. Wszak wiąże nas wspólna przysięga!
— Ależ... — usiłowała przerwać artystka
— Na znak naszego narzeczeństwa — mówił oficer, nie zważając na jej przerażoną minę i niespokojne ruchy — przyniosłem dwa pierścionki z napisami. Będą one, chwilowo, symbolem naszego związku a w najbliższej przyszłości moje sprawy tak ułożę, iż weźmiemy ślub potajemnie... Prosiłem już nawet Prudnikowa na świadka...
Wyjął z kieszeni niewielkie pudełko i podał Wisnowskiej. Leżały w nim dwie złote z róż-