Przejdź do zawartości

Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Marja Wisnowska. W więzach tragicznej miłości.djvu/27

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

filuternie. Szkoda tylko, że tak późno... zostało jedynie parę biletów na galerję po rublu...
— Ależ bierzemy, oczywiście bierzemy — zawołał po francusku Prudnikow, całując wyciągniętą ku niemu rączkę artystki, ja i mój przyjaciel! Sprowadziłem tu przyjaciela, aby się skromnym datkiem przyłączył. Pozwoli pani sobie przedstawić — monsieur Alexsandre Bartenjew... Gorzeje od szeregu dni, niby potępieniec w piekle... tak pragnął osobiście poznać...
Oczy Wisnowskiej spoczęły na Bartenjewie a usta jej ułożyły się do uprzejmego uśmiechu.
Kornet, w tym czasie, wyciągnąwszy z portfelu dwie nowe sturublówki, złożył je ostentacyjnie przed artystką.
— Co za szczodry dar! — zawołała zdziwiona hojnością oficera — doprawdy szczodry! Wiecie panowie miałam dziś jeden z piękniejszych dni mego życia! Przyczyniłam się trochę, aby ulżyć niedoli biednej kobiety...
— I ja dziś miałem piękny dzień! — oświadczył Bartenjew.
— Czyżby... zauważyła, nie rozumiejąc, dokąd kornet zmierza.
— D’avoir fait votre connaissance, mademoiselle, — zakończył z ukłonem.
— No... no... jaki z monsieur Bartenjewa faiseur de compliments, — roześmiała się Wisnowska. Niestety, teraz muszę panów przeprosić,