Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Marja Wisnowska. W więzach tragicznej miłości.djvu/116

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Wszystko skończone! Wczoraj wyprosiłam korneta za drzwi!
Gdy przyjechano na Złotą i śpiewak wszedł wraz z artystką do mieszkania — spostrzegła zaniepokojoną minę służącej.
— Proszę pani, ta szepnęła cicho, był deńszczyk od pana Bartenjewa. Przyniósł list i jakąś paczkę. Mówił, że bardzo ważne.
— Css... ani słowa o tem przy panu Myszudze! — rozkazała, obawiając się posądzenia o dalsze, mimo zapewnień, podtrzymywanie stosunków z oficerem i myśląc z niepokojem, czego znów kornet może chcieć od niej.
Myszuga jednak nie słyszał relacji Antosi i sam zbierał się do odejścia.
— Wiesz co, Maniu, mówił, zmęczony jestem, przyjdę jutro...
Ledwie wyszedł, rozerwała paczkę. Zawierała: jej fotografje, rękawiczkę, zabraną przez Bartenjewa, oraz lakoniczny bilecik; „Skoro czytać pani będzie te słowa, ja już zakończę porachunki z życiem!“
— A więc spełnił swą groźbę! Zastrzelił się! zawołała z rozpaczą — Tosiu! Tosiu! pędź po karetę. Jedziemy natychmiast!
W parę minut później artystka wraz z pokojówką mknęły w stronę Łazienek. „Boże, Boże! — powtarzała wciąż Wisnowska, czyniąc sobie