Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Magja i czary.djvu/121

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Lekarz, ze względu na oczekiwane śmiertelne zakończenie wypadku, sporządził natychmiast zawiadomienie i przez gońca wysłał do władz, celem wszczęcia dochodzenia.
Żandarm przybył koło siódmej. Począł on bezzwłocznie badać obecnych w chacie B. Wówczas znajdował się tam lekarz, M. N., ja i kobieta, która pierwsza weszła do jej chaty.
O godz. 7¾, gdy śledztwo jest w toku, B. naraz odzyskuje przytomność. Prostuje się na swym łóżku, pogląda na nas rozszerzonemi oczami, chce przemówić. Trwa to jednak sekundę, opada do tyłu — jest martwa.
Lekarz zamyka zmarłej powieki.
Ponieważ nikt nie mógł udzielić najmniejszej informacji, co do rany, otrzymanej przez B., żandarm zakończył swą czynność i odjechał. Nazajutrz przybył inny urzędnik i po załatwieniu zwykłych formalności, doktór sporządził akt zejścia, poczem B. pochowano.
Zarządzone prze władze sądowe i kryminalne poszukiwania pozostały bezskuteczne i ostatecznie zgodzono się na to, że zmarła uległa wypadkowi i padając zraniła się sama.
Po za tem nic więcej nie mam do dodania.
Nasuwały by się więc wnioski:
1) Że B. była bardzo silnem „medjum“, działającem świadomie.
2) Że B. potrafiła wydzielić „ciało astralne“ z siebie.
3) Że nocne hałasy spowodowane były przez B., raczej przez jej formę eteryczną, celem nastraszenia mnie za to, iż kiedyś zmusiłem mego psa do sprzeciwiania się jej tajemniczej władzy.
4) Że broń moja, siekąc drzwi, trafiła jednocześnie „ciało astralne“ B., wywołując głębokie rozłączenie jego molekułów —