Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Magja i czary.djvu/108

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Gilles de Laval chwyta ją za rękę i wciąga do kapliczki, bez słowa; wtedy Prelatti mówi: „snać tak stać się musiało! Ofiara przyszła sama“. Na to marszałek ponuro: „Dobrze! Proszę zaczynać czarną mszę!“
Apostata podszedł do ołtarza, zaś pan na Rais wyciągnął z szafy szeroki nóż i siadł obok żony; ta omdlała leżała na ławce, oparta o mur kapliczki. Ceremoniał rozpoczyna się.
Dla wyjaśnienia dodać należy, że marszałek, miast udać się do Jerozolimy, pojechał naprawdę do Nantes, gdzie mieszkał Prelatti; wpadł do niego, wściekły, grożąc śmiercią, o ile ten nie dopomoże mu otrzymać od djabła, to czego tyle czasu poszukuje daremnie. Prelatti, grając na zwłokę, oświadczył, że warunki księcia ciemności są straszliwe: żąda, by przynieść w ofierze, dziecko marszałka, wyrwane siłą z łona matki. Gilles nie odrzekł nic, lecz, co spieszniej, powrócił do Machecoul, zabierając florentyjskiego czarnoksiężnika i księdza apostatę. W zamku zastaję żonę w turmie — reszta jest wiadoma.
W tym czasie, Anna, pozostawiona na wieżyczce, odpina białą przepaskę i poczyna nią czynić rozpaczliwe znaki. Zostają one dostrzeżone przez dwóch rycerzy, galopujących w liczniejszym orszaku, w kierunku warowni. Byli to bracia; dowiedziawszy się o mniemanej podróży pana de Laval do Palestyny, pragnęli odwiedzić siostry i je pocieszyć.
Wjeżdżają też z hałasem w bramę zamczyska, a Gilles słysząc to, przerywa ohydną ceremonję: „Pani — mówi — darowywuję ci... i nie będzie o tem mowy między nami, jeśli uczynisz, co rozkażę. Zejdziesz, przebierzesz się i przyjdziesz do sali, gdzie przyjmować będę twych braci. Tam nie zdradzisz się słówkiem. W przeciwnym razie... rozpoczniemy... w