Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Magja i czary.djvu/105

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

oskarżeni byli niewinni — lecz ilu było zbrodniarzy, którzy istotnie krwawe ofiary nieśli szatanowi...
Niech o tem świadczy następująca historja.


Historja Gilles de Laval de Rais’a
przezwanego „Sinobrodym“.

Gilles de Laval, pan na Rais, istotnie miał brodę tak czarną, iż wydawała się siną, jak to zauważyć można na jego portrecie, w muzeum Wersalu, w sali „marszałków“. Był marszałkiem Bretanji; był odważny — gdyż był francuzem; chojny — bo miał majątki olbrzymie, był czarownikiem — bo był warjatem.
Zboczenia pana na Rais przejawiały się w kosztownej dewocji i w przesadzonym przepychu. Nie wychodził inaczej, niż poprzedzany krzyżem i chorągwią; nadworni kapelani lśnili od złota, strojni, jak prałaci. Otaczało go całe kolegjum paziów, czy też chłopców od chórów, zawsze bogato przybranych. Co dzień jednego z nich wzywano do marszałka: nigdy towarzysze nie widzieli, by wracał; zastępowano go nowym; surowo zabraniano zapytywać się o los zaginionego, zabraniano nawet młodzieniaszkom rozmawiać o tem między sobą. Marszałek bowiem brał dzieci najbiedniejszych rodziców: złakomieni obietnicami świetnej przyszłości oddawali je chętnie nawet pod warunkiem, że dalej się niemi interesować przestaną.
W samej rzeczy działo się tak:
Dewocja służyła za pokrywkę, jaknajhaniebniejszych praktyk. Marszałek, zrujnowany szalonemi wydatkami, za wszelką cenę pragnął posiąść złoto: alchemia nie dawała re-