Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Lekkomyślna księżna.djvu/92

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Znakomiciem już teraz rozeznawał pana Fouché, jaśnie oświeconego księcia Otranto. Rozeznawałem i spiczasty nos i chytrze biegające, fałszywe oczy, świecące w ciemnościach, niczem u kota...
Dalipan, gdyby położenie nasze nie było tak smutnem, byłoby uciesznem, ale to tak uciesznem, że choć ze śmiechu zrywaj boki. W mokrej piwnicy, utarzani w błocie, związani i obici, leżeliśmy obaj — on wszechpotężny minister cesarza, który polował na mnie i ja chudopachołek, porucznik, com się dotychczas przed jego sieciami wymigiwał — leżeliśmy, złączeni wspólnem nieszczęściem.
W umyśle ekscelencji snać te same zrodziły się refleksje, bo zągadał czule, rzekłbyś mówił do umiłowanej bogdanki.
— Boczysz się na mnie?... Hm... Zapewniam, wszystko polega na nieporozumieniu! Wiedziałem, iż otrzymałeś, poruczniku, zlecenie... od pewnej dostojnej osoby... Hm... hm... Wiedziałem, że misja twa jest żmudna... no i... niebezpieczna... i dlategom postanowił się udać w ślad za tobą i cię osłonić...
— Doprawdym szczęśliwy — przerwałem potok słodkiej wymowy — doprawdym szczęśliwy, iż podziękować mogę waszej ekscelencji za troskliwą opiekę! Ten pański zbir... Dubois... czy jak tam się nazywa, wcale sprawnie chciał się mną opiekować, zaiste po ojcowsku, i nie jego to wina jeślim się od tej opieki uchylił... Co zaś się tyczy polecenia, tom od nikogo żadnego nie otrzymał i nie pojmuję...
Lecz ministrowi policji, już z powrotem miód z ust płynął:
— Jesteś dyskretny, to pięknie, bardzo pięknie, młody przyjacielu! Nie nalegam... Pozatem przyznaję, Dubois sprawił się, jak osioł... zupełny

86