Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Lekkomyślna księżna.djvu/74

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

lak! Tylko, w cywilu, wyjątkowo na dzisiejszą wyprawę! Sami pojmujecie...
— Pojmuję i wnet poznałem...
— Poznaliście?
— Po zachowaniu, mowie, po tych pistoletach, które wystają z kieszeni! Dziwił mnie nieco cudzoziemski akcent, nie śmiałem pytać!
— Polak! — powtórzyłem dumnie. — Najpierwsza nacja na świecie, nie licząc oczywiście was francuzów. Nacja dzielna, ale nieszczęśliwa! Dla tego tak miłujemy cesarza Napoljona, iż nam zwrócił część ojczyzny...
— Słyszałem!
— Dotychczas tylko część, lecz odda Polskę od morza do morza! Za spełnienie tych marzeń, za kraj nasz kochany, wypijcie ze mną...
— Chętnie!
— No tak, do dna! Kochamy więc waszego cesarza Napoljona i rąbiemy się zań, gdzie rozkaże. Waliliśmy włochów w Italji, negrów w San Domingo i wspólnych naszych wrogów prusaka, austryjaka, moskala, ostatnio zadaliśmy bobu tym hiszpańskim zbójom. Słyszeliście pewnie o Saragossie, Somosierze... Tudeli...
— Tak — powtórzył w zadumie — lecz czemuż wy, polacy, walczyliście z hiszpanami? Toć oni, podobnie do was, bronili jeno swego króla i ojczyzny?
Odezwanie się starego zadziwiło i rozsierdziło mnie wielce.
— Cóż u djaska! — zawołałem z gniewem — Gadacie, jak brygant hiszpański a nie, jak uczciwy partryjota! Choć prawdę powiedzieć, wielu z nas polaków, podobnie się odzywało... nawet dziękowali za służbę! Co do mnie, nie mędrkuję, nie politykuję, tnę szablą za cesarza, gdzie każe a poszle,

68