Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Lekkomyślna księżna.djvu/59

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

w okolice Paryża, u których dzień zapewne przepędzę. Wąsowiczowi nic zaś nie miałem potrzeby tłómaczyć, gdyż wedle zwyczaju, gdzieścić bawił na mieście.
Przebrawszy się po cichu, mniej więcej po północy, wyprowadziłem ze stajni mego gniadosza i korzystając z tego, iż z powodu nieobecności pułku, koszary były mniej pilnie strzeżone, rzuciwszy zaspanemu szyldwachowi swe nazwisko i hasło, bez przeszkód, wydostałem się poza ich obręb.
Noc była ciemna, choć oko wykol, dął zimny dojmujący wiatr a chwilami zacinał ostry deszczyk.
Podniosłem kołnierz, nasunąłem czapkę na czoło i dość pewnie — zawczasu zdążyłem szczegółowo rozpytać się o drogę — skręciłem za Chantilly, w stronę wiodącą do Blois.
Księżniczka Paulina twierdziła, iż wyjechawszy około północy, winienem tam był stanąć około południa. Tak twierdziła, nie znając mojego gniadosza! Ja miałem zamiar tam przybyć prawie zrana... a kto wie, już może na wieczór, do Paryża powrócić.
A jeśli listy tam są, jeśli ich nikt nie skradł, czego nie przypuszczałem, jak ucieszy się jej cesarska wysokość!
— A nagroda!?
— Hm... mruknąłem z zadowoleniem a w odpowiedzi parsknął mój gniadosz.
Z czegom się właściwie cieszył i z czegom prężył radośnie pierś, doprawdy nie wiedziałem sam. Z tego może, że wojskowemu człowiekowi bez bitki a przygody markotno, — a teraz żem był wplątany w jakowiś wir przygody. Z tego może, iż dotychczas nieznany nikomu porucznik, zetkną-

53