Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Lekkomyślna księżna.djvu/149

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wołała żywo — Tyś syn północy, lód macie miast krwi w żyłach, u nas cór południa płynie, lawa..
Porwała się gwałtownie z miejsca i jęła niespokojnie, gniewnie, chodzić po pokoju.
— Zresztą, nikomu się nie narzucam... Ale twoje zachowanie się zapamiętam, poruczniku... Zapomniałeś, iż miałeś do czynienia, z jedną z rodu Bonapartych...
Czułem, jak smutną i pocieszną była moja rola, i rozumiałem, iż cośkolwiek, i to nader grzecznego, muszę rzec, aby uspokoić rozgniewaną panią.
— Wasza cesarska wysokość zechce wybaczyć, ale doprawdy taki zaszczyt, taka cześć... Takie szczęście pomięszało mi w głowie... Czyż ja biedny porucznik mogłem się kiedy podobnego honoru spodziewać? Aż mnie z wrażenia rozbolała głowa! Toć ja na miłościwą panią z respektem takim, jak na obraz święty, spoglądam...
Potok mojej wymowy nieco udobruchał Paulinę.
— Czyżby? — zapytała łagodniej, zbliżając się i opierając poufale o moje ramię — to ty mnie tak czcisz i kochasz?
— Któżby nie kochał... Teraz odejdę... bo nie wiem, co się z nadmiaru radości ze mną dzieje... lecz przybędę jutro, pojutrze, aby upaść do stóp..
Kłamałem, bezczelnie kłamałem. Żar zmysłów, rozbudzony obecnością księżnej, ucichł zupełnie, a ja zapewniając o chęci jaknajrychlejszych odwiedzin, poprzysięgałem w duchu, nigdy więcej nie przestąpić progów jej pałacyku... Słowa jednak moje, podyktowane rzeczywistem zmięszaniem i nieudane zmięszanie, rysujące się na mojej twarzy, musiały ją uspokoić całkowicie i wytłómaczyć poprzednie obojętne, obraźliwe niemal zachowanie. Zapewne do takiej czci, do takiego podziwu, nie

143