Przejdź do zawartości

Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Lekkomyślna księżna.djvu/138

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Artura... iż w ten sposób życie zakończył. Padł wszakże przypadkiem, bo pistolet w czasie szamotania wypalił...
— Opowiedziano mi to później. Wówczas leżałam zemdlona!
— Tak! Co zaś się tyczy tego Jakóba, nie minie go sprawiedliwość ludzka. Zbój to jednak nad zbóje. Owo żelazo...
Spojrzała na mnie jakoś dziwnie.
— Może go i ominie sprawiedliwość ludzka — szepnęła cicho. — Jakób uciekł!
— Tam do djaska! — zakląłem głośno, nie moderując się obecnością panny i aż poderwawszy się z mego miejsca — Nie do wiary!
— Nie był tak ciężko ranny! Udawał raczej złamanie nogi! Dziś w nocy zbiegł z więzienia! Ostatnia to wieść jaką z Blois przywożę!
— Jakób zbiegł!
Zagryzłem wargi, aby znowu nie zakląć nieprzystojnie. Przychodziło mi na myśl ostrzeżenie, w tajemniczy sposób odnalezione w moim pokoju. Czyżby on?... Jaki cel miał... czemu chciał nastraszyć? Lecz jeśli w nocy zbiegł z więzienia, w jakiż sposób mógł tak rychło znaleźć się w Paryżu i w mojej stancyjce?... Et, niemożliwe! W każdym jednak razie należało się mieć na baczności.
Nic nie nadmieniając pannie Simonie o moich obawach, nadałem inny kierunek rozmowie.
— Jeśli uciekł, wnet go pochwycą! A jeśli nie pochwycą, byle nam nie szkodził, niechaj ucieka zdrów! Nie łasym ja na jego skórę. Ale inne ośmielę się postawić pytanie. Ośmielę się zapytać, co pani nadal uczynić zamierza?
Spojrzała na mnie i rzekła spokojnie.

132