Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Lekkomyślna księżna.djvu/137

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

daliśmy się, niczem spiskowcy... Na moje zapytania, odpowiadał Artur, że najlepiej tajemnie przybyć do Paryża, a tam załatwić niezbędne formalności, gdyż uzyskiwanie przepustek dla emi grantów w Angli, wobec wrogiego stosunku tego państwa do Francji, jest niemożliwe... Tłomaczenie to wystarczyło mi... Nieco dziwniejszą mi się wydała chęć odwiedzenia zameczka, w Blois... Znajdował się on, wcale nie po drodze, do Paryża... zresztą był wszak w posiadaniu...
— Canouville‘a! — wtrąciłem.
— Tak! Lecz i to upozorował Artur chęcią odwiedzenia starego Jakóba, wielce doń przywiązanego sługi, z którym w ciągłej pozostawał korespondencji... Ponieważ, z góry można było przewidzieć, iż zgodnie z informacjami Jakóba, właściciel w zamku nie bawi... udaliśmy się tam i na nalegania starego, zamieszkaliśmy, rzekomo, na dni parę... W drugim dniu naszego pobytu, Artur wyprowadził mnie na przechadzkę, a kiedym powróciła i usłyszała męski głos w jadalni, wytłómaczył, że jakiś plenipotent Canouville‘a przyjechał do Jakóba...
— Teraz rozumiem, czemu stary mi nasennego ziela do wina dosypał! — zawołałem.
— Oto cała historja, resztę waćpan wie... Zbudzona nagle pańskiem wołaniem, pospieszyłam na pomoc i zastałam pana, związanego, w łóżku...
Zamilkła, wzdrygając się. Snać ze wstrętem wspomniała dalsze przygody...
— Bardzo to wszystko smutne — począłem, chcąc przerwać niemiłe milczenie — bardzo smutne! Kto wie, — świeć Panie nad jego duszą, bom jako dobry chrześcjanin już mu krzywdę darował, — kto wie, może lepiej się stało dla pana... tego

131