Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Lekkomyślna księżna.djvu/119

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

porwany przez jakowyś wir i rzucony w świat przygód i wypadków niezwykłych.
A, doprawdy, warto się było zastanawiać!
A Paulina?
A Simona?
Hm...

Szedłem tak przed siebie, zadumany, z opuszczoną głową, choć srodze brzęcząc kawaleryjskim pałaszem. Biła godzina piąta, gdym się znalazł w pałacyku księżnej Borghese.
Pierwszą osobą, na którąm się natknął, minąwszy sznur wygalowanych lokajów, udając się, wedle otrzymanych wskazówek, do znanego mi już z poprzedniej wizyty niebieskiego saloniku... był książę Kamil, we własnej personie.
Kręcił się niespokojnie, wymachując rękami i coś przemawiając sam do siebie, a na mój widok ucieszył się szczerze, że omal z radości nie porwał mnie w swoje ramiona.
— Jesteś... Bardzo dobrze... Dziwiłem się, że cię tyle dni nie było! Bo to, jak który oficer zacznie do Pauliny przychodzić, to później codzień przychodzi... Zawsze te protekcje u cesarza długo trwają... To samo było z Canouvillem! Czy go znasz?
Zaprzeczyłem, bom w rzeczy samej go nie znał osobiście.
— Nie znasz? Mniejsza z tem... Ale, dużo, dużo, mam ci do opowiadania... Czasu starczy, bo jej cesarska wysokość obecnie jest w kąpieli.
Nie wiedziałem czemu więcej się dziwić, czy niespodziewanej przyjaźni cesarskiego szwagra, jaka na mnie spadła i mającym nastąpić zwierzeniom, czy głosowi, pełnemu szacunku, jaki przybierał, odzywając się o swej małżonce i tytułując

113