Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Lekkomyślna księżna.djvu/112

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Na progu stała Paulina...
Tak, jej cesarska wysokość, księżna Paulina! A z za jej pleców wyrastał negr, olbrzymiego wzrostu.
— Ach, bryganty! — wołała z gniewem. — Ręce do góry, bo strzelam! Ja się nikogo nie przestraszę! Jestem siostrą Napoljona!
Margrabia porwał się na nogi. Zbliżał się ku niemu murzyn z wyciągniętym pistoletem. Bez chwili wahania, rzucił się i porwał czarnego za gardło. Natarcie to nastąpiło tyle niespodzianie, iż negr się zachwiał i runął wraz z Fronsac’iem na podłogę. Ja z kolei powstawałem, by pochwycić zbója, od tyłu za kark.
Nagle rozległ się strzał, a później głuchy jęk, złączony z przekleństwem.
To pistolet murzyna wypalił przypadkiem, wśród szarpaniny, raniąc śmiertelnie margrabiego...
Może tak i lepiej się stało...




— Doprawdy, musicie mi to wszystko bliżej wyjaśnić — mówiła księżna Paulina, gdyśmy powracali do miasta — dużo się domyślam, lecz...
— Lecz przódy — ozwałem się — może wasza cesarska wysokość, zaspokoi naszą ciekawość i opowie, w jaki sposób w Blois się znalazła, ratując nas, z tak ciężkiej opresji?
Pardi! To bardzo proste! — rzekła z jednym ze swych najmilszych uśmiechów — bardzo proste! Otrzymałam wczoraj jeszcze list od Canouville’a, pisany z drogi, iż... to... o co się tyle namartwiłam, zostało przed paru dniami spalone! Domyślając się, tedy, jakowegoś podstępu i podejrzewając, jak zwykle, pana Fouché...
Minister skłonił się z miną dość kwaśną.

106