Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Lekkomyślna księżna.djvu/108

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ich nigdy nie podpiszę! Wasze groźby? Męczcie, dręczcie, parolu nie wydobędziecie ze mnie! Jeśli marny ajent — wskazał na trupa Dubois — zginął, nie wydawszy słówka z powierzonych mu tajemnic, to bądźcie pewni, iż i ja tembardziej potrafię umrzeć śmiercią walecznych...
Odpowiedź ta do wściekłości przywiodła Fronsac‘a.
— Takiś mężny? — krzyknął — ty, Fouché, znany w całej Europie, jako podły szpieg i tchórz! Wnet inaczej zaśpiewasz! Jakóbie! Czyś gotów?
— Tak!
— Podejdź bliżej!
Teraz dopiero-m dobrze mógł rozeznać, co robił stary nicpoń przy kominku. Stał, grzejąc żelazną sztabę, aż dym szedł od rozpalonego do czerwoności metalu. Odwrócił się powoli a twarz wykrzywiał mu grymas, iście czartowski.
— Dręczyłeś syna, dręczyłeś — mruczał — i my cię podręczymy należycie!...
De Fronsac wydał krótko rozkaz.
— Ściągnij mu buty!
Stary, wciąż uśmiechnięty, zbliżył się do Fouché‘go i wolno, jakby lubując się przyszłemi cierpieniami ofiary, jął ściągać wysoki, kawaleryjski but.
— Możeś się namyślił? — kusił margrabia — Podpisz a zwolnimy z mąk, darujemy życie!
Powoli uniósł się Fouché i wypluł mu w twarz jedno jeno słowo!
— Psy!
Jeden but był już zzuty. Jakób zbliżył się do kominka po rozpalone żelazo, wnet rozpocząć się miały tortury.
Wtem... jakaś siła wyrzuciła mnie naprzód, niby kulę armatnią.

102