gli! A skoro ich odnajdziesz, natychmiast zdaj mi o tem sprawę!
Fitzke znikł, a Elżbieta, niby czekając tylko na jego odejście, rzuciła się pędem w stronę komnaty, którą zajmował Atrefius.
Mieściła się ona, jak wiadomo w narożnej baszcie, stale zamkniętej i do której nikt nie miał przystępu. Lecz łączyło się z nią drugie przejście, wiodące bezpośrednio do komnat hrabiny i niem odwiedzała astrologa. Biegła długim korytarzem, otwierając trzymanemi w ręku klaczami dzwi po drodze i myśląc, ile razy chodziła ona i powracała tędy, niosąc w dłoni przeklęte a cudowne mikstury
— A teraz?
Wreszcie Elżbieta znalazła się w baszcie. Jeszcze schodki i już była w pokoju Atrefiusa.
Wszystko wyglądało tam, jak zwykle, jakgdyby przed chwilą go opuścił. Wszędy foliały, małe i duże księgi, globusy, jakieś przyrządy chemiczne, retorty, tygle... Jeno zgasły kominek świadczył o tem, że astrolog nie nocował w swej komnacie.
Elżbieta zbliżyła się, przedewszystkiem, do małej szafy, ustawionej obok łóżka astrologa. Tam chował zazwyczaj, gotowe już eliksiry, lub składniki, z których miał je przyrządzać.
W zamku tkwił klucz i szafkę otworzyła bez trudu. Ale choć widniał tam długi rząd butelek i małych flaszek, wszystkie one były puste. Całkowicie puste. Nawet na dnie żadnej z nich nie spostrzegła resztki płynu.
— Domyślałam się! — wyszeptała.
Nie traciła jeszcze nadziei. Jeśli astrolog nie pozostawił gotowej miskstury, a nuż śród jego papierów odnajdzie przepis. Wtedy, sama sobie przyrządzi, bez obcej
Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Krwawa hrabina.djvu/142
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.
— 136 —