Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Karjera panny Mańki.djvu/233

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

szwedzie... Bardzo łatwo może zdradzić... Postanowiłam, niechaj zostanie...
— Zamkniesz Józkę?
— Tak! I wyobraź sobie, jakby przeczuwała, co ją czeka!... Zapewne dobiegły ją odgłosy wystrałów i walki... Sądziłam, że znajduje się u siebie w sypialni, lecz kiedy poszłam po dziewczynę, tak się zawieruszyła, że nie można jej znaleźć. Wysłałam tedy Piotra...
— Służącego?
— Tak. Żeby ją odszukał. Lada chwila sprowadzi, bo choć schowała się dobrze, uciec nie mogła... Raz jej się tylko udało, po raz drugi nie uda... Dziś przejścia są dobrze pilnowane... O, jest...
Zdala zabrzmiał odgłos męskich i kobiecych stąpań.
— O! — rzekła ze złym błyskiem w oczach, — już ją sprowadził!
— Hm, — mruknął Doriałowicz, — załatwił się prędko!
Kobieta powstała ze swego miejsca, zamierzając podejść na spotkanie idących i nowem kłamstwem zapewne wywabić Józki do dalszych pokojów. Postąpiwszy parę kroków, wnet cofnęła się i pobladła.
— Kto to? — zawołała niepewnym głosem.
Doriałowicz również porwał się ze swego miejsca.
Na progu w rzeczy samej stanęła Józka, ale towarzyszyło jej dwóch mężczyzn. Wyrastał z poza pleców dziewczyny potężny, barczysty Balas, nieco dalej zatrzymał się Hipcio.
Obraz ten dla Doriałowicza tyle był niespodziewany, że oparł się aż o stół, aby nie upaść.
— Welesz?... — wybełkotał.
Ale w tejże chwili Wawrzon wysunął się naprzód.

— Co tu za granda odchodzi? — zapytał groźnie,

227