Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Karjera panny Mańki.djvu/19

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wypije, to nie długo żyje! Większa czysta z kropelkamy...
Pomyślała z rozpaczą, że świniobójca — adorator znów ją nudzić pocznie. Przewidywania okazały się o nowy, dalej sentymentalnie tłómaczył:
słuszne, bo tamten łyknąwszy „kielunek” i poprosiwszy

— Więdnie panna Mania, za bufetem, jak ten kwiatuszek cyprusowy... Ot, nie lepi by za mnie se za mąż przejść?... Interes je, jak się patrzy... Królową by była między świniokami...
Nie, tego jej było za wiele.
— Wawrzon — zawołała do Balasa — postój chwilę za bufetem! Muszę pomóc Luci w kuchni!
Jak bomba wpadła do siostry. W kuchni rozwinęła tak ożywioną działalność, że aż z przerażeniem spojrzała na nią pani Lucka. Szturgnąwszy grubą Magdę w bok, jęła majstrować coś koło bigosu, poprawiać przy „jompie” a przewracać w cynaderkach.
— Mańka, a ciebie co dziś ugryzło?... zawołała siostra, zaniepokojona o wynik tych kulinarnych zabiegów.
Ale Mańka nie zważała na nic. Gotowa była cały dzień spędzić nawet w tym aromacie smażonego szmalcu i łoju, byle tylko nie być tam, nie słyszeć płaskich dowcipów, trywialnych zalecanek i ordynarnych oświadczyn. Nie zwróciła też uwagi na pełny niepokoju okrzyk siostry, jeno gospodarowała dalej. I nie wiadomo, jak długo potrwałaby ta gospodarka i czy wyszłaby na pożytek podniebieniom gości a kieszeni gospodarstwa, gdyby w drzwiach kuchenki nie ukazał się Balas.
— Mańka! Proszą ciebie na sale...
— Nie idę! — odparła niechętnie.
— Nie bądź frajerką! To ten twój gość...

— Ktoo?

13