Przejdź do zawartości

Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Grzesznica.djvu/75

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Czyni, co sama chce — byle po cichu. Pragnie z nim zerwać całkowicie, poszukując kogoś bardziej miłego sercu?
Vera snać odczuła te wątpliwości, gdyż dodała wyjaśniająco:
— Trudno mi obecnie tłomaczyć... I tak rozmawialiśmy dość długo... a nie zamierzam wywoływać zazdrości Stratyńskiego... Już spogląda w naszą stronę z ukosa... Resztę pan mi napisze...
— Ja napiszę? Kiedy?
— Zaraz!
— W jaki sposób?
— Przekona się pan! Przywykłam przewidywać wszystko... Napiszę mi pan swój adres i godzinę, o której mogę go zastać...
— Pani... do mnie?...
— Sza!....
Rzuciwszy ten nakaz milczenia — Vera zawołała głośno, w stronę pani Lali.
— Szalenie miły jest, mój sąsiad!... Opowiada równie interesująco, jak pisze... Słuchać go można godzinami...
— Zauważyłem to... — rzekł z lekkim przekąsem prezes.
— Strasznie żałuję — w dalszym ciągu żywe słowa padały z ust Very — że nie zabrałam albumu!... Musiałby mi napisać aforyzm... Ale... ale... Poradzimy sobie inaczej...
Szybko wyjęła z woreczka w srebro oprawny notesik, wyciągając go w stronę powieściopisarza.

— O tu proszę napisać!... Coś bardzo ładnego!.. Rozumie pan?

69