Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Grzesznica.djvu/27

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

męskiego towarzystwa, sądząc, iż gdy się znajdzie pod męską opieką, prześladowcy nie ośmielą się ją napastować...
— Ach, jak pan odgadł słusznie! — zawołała z podziwem.
— Oto przyczyna naszej znajomości! Choć nie wiedziała pani kim jestem, osoba moja wzbudziła widocznie zaufanie. Później, w restauracji, siedziała pani chwilowo spokojna, ale zamyślona nad swemi kłopotami, wprawiając mnie, oczywiście, w osłupienie... Zapewne rozstalibyśmy się rychło, gdyby nie spotkanie z owym nieznajomym. I mimo, że nadal pani się zapiera, przekonany jestem, że należy on do liczby tych, których się pani obawia...
— Może...
— Należało tedy wynaleźć bezpieczny nocleg, — w jakim nie odnajdą prześladowcy. Takim — stać się mogło moje mieszkanie. Zaproponowała więc pani, iż się do mnie uda... Popełniła tylko błąd wielki... Miast powiedzieć szczerze...
— Boże! czyż mi wolno...
— Powiedzieć tylko tyle: — „jeśli pan jest przyzwoitym człowiekiem, proszę nie zadawać żadnych zapytań i mnie przenocować, nie żądając nic wzamian. Znajduję się w bardzo ciężkiem położeniu, kiedyś wszystko wytłomaczę“...
— Ach...
— Pozwoli pani mi dokończyć... Miast tak postąpić, wolała pani udawać kobietę poszukującą przygód miłosnych, nęcić zapłatą swego ciała, czy pocałunku... Doprowadziło to do niezbyt miłej dla mnie sceny, lecz ja tu winy nie ponoszę...

21