Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Grzesznica.djvu/173

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ustępstwa, uczciwie podzielę się z dobą... Wierzysz mi?
— Chyba gadasz prawdę...
Słowa te wyrzekł Józek z namysłem. Od dłuższej chwili w jego głowie krzyżowały się różne myśli i różne kombinacje.
Choć mocno wydawała mu się narwaną i nieobliczalną — córka bogacza Stratyńskiego — korzyści, wynikające z podobnej „spółki“ zarysowały się jasno.
Przedtem domyślał się tylko, że musi pochodzić z zamożnej rodziny, obecnie wiedział, kim jest.
Gdyby nawet nie udały się „wyprawy“, gdyby nawet nie zdobyto pieniędzy w taki sposób, w jaki ona to sobie wyobraża — o ile zostanie jego kochanką — prezes Stratyński prędzej, czy później ofiaruje znaczną sumę za milczenie, za zatuszowanie skandalu. Dziwna wprawdzie córka — aleć zawsze córka, jego dziecko i dziedziczka.
Jeśli zeszłym razem chciał wziąść ją siłą, aby przykuć do siebie — teraz pojął, że użycie siły będzie zbyteczne...
Ona pragnie swojem ciałem zapłacić za pomoc, ona zgodzi się na wszystko — przez zemstę...
Przez zemstę!...

Och, niema lepszych psychologów, jak rycerze ulicy, wśród ciągłych walk i niebezpieczeństw wyrośli... Świetnie rozumie... Jakże złośliwie skombinowała wszystko dziewczyna... Toć stary Stratyński umrze ze wstydu i żalu, gdy się dowie, że córka jest kochanką złodzieja i do złodziejskiej przystała bandy...

167