Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Grzesznica.djvu/160

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

czuł to dobrze Otocki — i pomyślał, że może właśnie przybycie przyszłej pasierbicy wpłynęło na postępowanie Very. Wszak niedwuznacznie dawała do zrozumienia, że cięży jej „narzeczeństwo“ ze Stratyńskim.
Może zadałby jeszcze jakie zapytanie, ale w tejże chwili nastąpiło coś tak niezwykłego — że szeroko otworzył ze zdziwienia oczy, a prawie głośny okrzyk wyrwał mu się z gardła..
— Niemożebne...
Na progu salonu ukazała się smukła blondynka, o wielkich, chabrowych oczach, za nią postępował prezes Stratyński... Och, znał doskonale Otocki i te włosy złociste i te rozmarzone oczy... Tylko teraz patrzyły one pogodnie, a usta uśmiechały się uprzejmie, podczas, gdy parę godzin temu jeszcze, u niego w mieszkaniu, krzywił je zły grymas i padały z nich słowa szorstkie i obraźliwe...
Śni chyba? Złudzenie? Nie, niema najlżejszej wątpliwości! Panna Stratyńska jest tą samą nieznajomą — którą poznał w tak dziwnych okolicznościach, a która u niego pozostawiła walizkę... Walizkę, jaka miała rzekomo zawierać biżuterję — a naprawdę zawierała stare gazety i pudełka...
— Oszaleć można...
— Cóż się panu stało? — zapytała pani Lala, spozierając ze zdziwieniem na Otockiego, który stał blady, z wlepionemi w pannę Stratyńską oczami i bełkotał słowa bez związku. — Przeraził pana widok córki prezesa?

— Nie... kiedy... bo...

154