Strona:Stanisław Antoni Wotowski - George Sand.djvu/69

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

czułości i miłosnego oddania przerywają wybuchy gniewu i zazdrości poety.
— Gdy byłem rozłączony z tobą — mówi — myślałem z bólem, że nie należysz do mnie! Obecnie, gdyś przy mnie, myślę tylko o tem, że należałaś do innego!
— Alfredzie!
— Ty jesteś kobietą qui sait si mai aimer et sait si bien sufrir! Umiesz cierpieć, nie umiesz kochać!
— Ale jednak ciebie kocham!
— Niestety i ja ciebie! Nienawidzę cię, pogardzam tobą a kocham!
Stosunek ich był to splot wymysłów, wyrzutów, łez i uścisków. Była to ciągła kłótnia i godzenie. George, gdyby chcąc wynagrodzić za wszystko złe, znosi pokornie kaprysy i zniewagi. On po obrzuceniu wymysłami pada do jej stóp i obsypuje pocałunkami. Wkońcu ten szał, to naprężenie do najwyższego stopnia nerwów znów doprowadza Musset’a do choroby. Leczy się u matki, lecz chwili bez kochanki wytrzymać nie może. Pisze więc do niej:
„Przyjdź dzisiaj z którym z moich przyjaciół. Wejdzie pierwszy a gdy w przedpokoju nie będzie nikogo — otworzy drzwi. Najlepiej nad wieczorem. Umieram z chęci ujrzenia cię choć na chwilę. Kochaj mnie! Może przyjdziesz koło ósmej? Chcesz?“