Strona:Stanisław Antoni Wotowski - George Sand.djvu/35

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wać u mnie, w obawie zetknięcia się z nim. Groziło więc osamotnienie całkowite, nawet zerwanie ze starymi, oddanymi przyjaciółmi, bo wrogów miał co niemiara...
Wahałam się długo.
Mimo wszystko, nie byłabym odepchnęła Planche’a od siebie, gdyby nie okoliczności jakie nastąpiły...“
Nie uprzedzajmy wypadków.
Nawet jeśli Planche był przyjacielem — nie mógł wypełnić pustki serca. George Sand nie była zmysłowa, lecz chwili wytrzymać nie mogła bez kochanka. Nie grały w niej zmysły, próżno czasem siliła się na lubieżność. Dla niej koniecznem było wyładować na kogoś całą gamę czułości, zebranej od wewnątrz, stającej się czasem despotyzmem. Początkowo przemyśliwała o Aleksandrze Dumasie, ale Dumasowi nie uśmiechała się przygoda i nie przybył wcale na śniadanie urządzone ad hoc w celu poznania, przez Sainte-Beuve’a, który stale przy nadobnej pisarce, odgrywał niby rolę pośrednika. Potem zarzucała sieci na filozofa M. Jouffroy — ale zmieszana powagą uczonego, cofnęła się sama.
W rozterce duchowej nie wiedziała co czynić, gdy dnia pewnego (24 lipca 1833 r.) otrzymuje list: