Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Demon wyścigów.djvu/92

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Wiem, że nic pomóc nie możesz! — odparł Switomirski. — Dziękuję ci w każdym razie za ten dowód przyjaźni...
Zapadło milczenie. Huba wychylił duszkiem szklankę koniaku. Uszycki powoli zapalał cygaro, wreszcie odezwał się po chwili:
— Co zamierzasz?
— Chcę wyjechać!
— Dokąd?
— Nie wiem jeszcze!... W każdym razie daleko! Rychło się dowiesz...
— Sądzisz, że to najlepsze rozwiązanie sprawy?
— Zapewne...
Znów zaległo milczenie. Lecz jeśli Uszycki wiedział już bardzo wiele — nie był bowiem człowiekiem, który bez ukrytego celu zapraszał kogo na kolację — jeszcze swej misji nie spełnił do końca.
— Smutne to wszystko! — rzekł, przybierając zgnębioną minę — a tem smutniejsze, że przez tego łajdaka Grota!
— Nie rozumiem...
— Żywiłeś doń nazbyt duże zaufanie... Tymczasem przysiągłbym, że umyślnie przegrał wyścig...
Posłyszawszy ostatnie zdanie, Switomirski ożywił się nieco i otrząsnął z apatji. Zaprotestował żywo w obronie swego żokieja.
— Raz już na wyścigach robiłeś aluzje... Obecnie powtórnie oskarżasz Grota! Na jakiej zasadzie? Bezwzględnie uczciwy człowiek.
— Hm... Wątpię!
— Mów wyraźnie! Posiadasz dowody?
— I tak i nie!... Bezpośrednich dowodów nie posiadam!... W każdym razie, to co ci powiem, wstrząśnie mocno twojem zaufaniem do Grota.

90