Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Demon wyścigów.djvu/74

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

sna stajnia wyścigowa. Nie będzie zależał od nikogo, ani od niczyich kaprysów. A nuż kupi „Magnusa“. Przestanie wreszcie być tylko „żokiejem“. A jednocześnie posiędzie na zawsze tę wspaniałą kobietę, która mogąc uczynić daleko świetniejszy wybór, ponad innych go przeniosła... Czy w gruncie niema ona słuszności... Świtomirski? Toć to, co przed chwilą posłyszał z ust Irmy, sam tylekroć sobie powtarzał...
Więc...
Już miał Grot pochwycić kochankę w ramiona i zawołać, że się zgadza... gdy wtem...
Wtem na dnie duszy, z wielką mocą odezwało się groźne ostrzeżenie. Uczyni karjerę, lecz jaką ceną okupiona zostanie ta karjera? Pomijając już sam fakt, iż niewtajemniczeni powiedzą, że doszedł do majątku, żeniąc się z dawną przyjaciółką Świtomirskiego — w rzeczy samej — nieuczciwość legnie jako osnowa tego dobrobytu. I choć upozorować zręcznie może porażkę „Magnusa“, choć nie dowie się nikt prawdy — całe życie gnębić go ma dręczący wyrzut sumienia, wyrzucać sobie ma, że stał się ostatecznym sprawcą zguby człowieka, który go darzył bezgranicznem zaufaniem?
— Nie, Irmo! — zawołał gwałtownie. — nie namówisz mnie nigdy do łotrostwa!
Artystka nieco zbladła, ale jeszcze nie dała za wygraną.
— Łotrostwo? Wolisz dalej klepać biedę?
— Trudno?
— Chcesz mnie stracić? Z powietrza nie żyję... Kapitalik mój na parę miesięcy ledwie starczy... Zejdę się z Uszyckim...
— Nie mogę ci zabronić!
— To tak mnie kochasz?

72