Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Demon wyścigów.djvu/67

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ko... Kogo się obawiała Irma? Nie wiedział. Na podobne zapytanie, jak również na zapytanie w jaki sposób przedstawia sobie ich przyszłość — nie dawała odpowiedzi. Czasem mówiła, że rychło się dowie. Ale kiedy?
Jeśli Grot miał być szczery sam ze sobą — to nawet nie mógł określić, czy kocha tę kobietę? Miłość to była, czy też wyłącznie zmysły? Bo ilekroć znudzony tajemniczością otaczającą Irmę, szedł do niej celem ostatecznej rozmowy — umiała ona tak go usidlić, oplątać, tak oszołomić odurzającym aromatem wonnego ciała i wyrafinowanych pieszczot, że zamierzone wyjaśnienie, kończyło się, jak zwykle...
I znów wychodził Grot zły na siebie, poprzysięgając, iż zerwie z Irmą..., aby następnego dnia powrócić...
Lecz dziś. Dziś nawet jutrzejszy wyścig na „Magnusie“ zszedł na drugi plan... Tak dalej trwać nie może... Pójdzie i się rozmówi...
Szkoda, że nie był obdarowany Grot zdolnością widzenia na odległość. Bo podczas gdy trapiły go te myśli, dojrzałby w mieszkaniu artystki wcale inną a interesującą scenę...

U pani Irmy bawił ktoś z wizytą... Niezwykłe, zaiste, musiały być te odwiedziny i dobrze przed okiem ludzkiem ukryte, gdyż zanim przybyć miał ów gość, gospodyni postarała się pozostać w domu sama, dokądciś na odległą ulicę za sprawunkiem wysławszy służącą — a sam gość wszedł nie frontowem wejściem a od tyłu, od kuchni...

65