Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Demon wyścigów.djvu/50

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Więc słuchaj! „Derby“, żeby tam nie wiem co było, muszę wygrać na „Magnusie“...
— Wygra pan! — z przekonaniem zawołał chłopak.
— Jak nic nie przeszkodzi, to wygram... Lecz tu na torze grasuje szajka, która temu będzie chciała przeszkodzić...
— Żeby mi tam góry kładziono złota...
— Wiem, że cię nie przekupią! Ale mogą się zakraść, zechcą może zatruć konia.
Gniew zamigotał w oczach Błaszczyka.
— Ja bym im dał!
— Nie wolno ci więc na chwilę opuszczać „Magnusa“! Masz sypiać u niego w „boksie“. Rozumiesz?
— Rozumiem!
— Nie wierz nikomu i niczemu! Strzeż się nawet innych chłopaków stajennych... Pamiętaj, że to już nie o hrabiego, ale o mnie chodzi...
Błaszczyk wyprężywszy się, skinął głową. Znać było, że jest dumny z pokładanego weń zaufania i otrzymane zlecenie wypełni jaknajściślej.
Grot czas jakiś jeszcze bawił w stajni. „Magnusa“ długo pieścił i klepał po szyi, co ten przyjmował z jawnem zadowoleniem. Później zajrzał do innych koni. Tamte zaliczano ledwie do średniej „klasy“ — i dlatego może, mniej je lubił. Zajrzał tedy do „Manzanares“, która dotychczas nie zdobyła pierwszej nagrody, do „Ideala“, wcale niezłego konia, lecz któremu na finish‘u brakło „serca“, wreszcie do „Burzy“ — klaczy kapryśnej i biegającej nierówno. Z tych to czterech koni składała się stajnia Switomirskiego.

48