Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Demon wyścigów.djvu/42

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

„Magnus“, rzekłbyś ucieszony z udzielonej mu swobody, tak gwałtownie ruszył naprzód, że wyminąwszy „Formozę“, oddalił się od niej, jakgdyby stała ona w miejscu.
A z piersi wielu tysięcy wyrwało się westchnienie ulgi. Westchnienie pełne nadzieji, złączonej z obawą:
— Czy zdąży?
Bo oto „Ruth“, stoczywszy z „Gromem“ krótką walkę, wyprzedzała tego ogiera o dwie długości. Do celownika było wcale blisko, a „Magnus“ ledwie dochodził „Groma“.
Grot teraz pracował uczciwie. Złączony z koniem, rzekłbyś, w jedną całość, wykonywał szereg energicznych ruchów, w których celował, a które czyniły z niego jednego z najlepszych jeźdźców na torze. Wydawało się, że odrywa konia od ziemi i wyrzuca go naprzód, a koń już nie biegnie, lecz niczem ptak, leci...
— „Magnus“!... „Magnus“!... — ryk tłumów stawał się coraz potężniejszy.
Ale czy zdąży?
„Magnus“ dopadł „Groma“. „Grom“ nie jest poważnym przeciwnikiem. Wyprzedza go łatwo. Niestety, „Ruth“ zdążyła oddalić się sporo, a do mety nie dalej, niżli piętnaście długości...
Zewsząd widać roznamiętnione, zaczerwienione twarze graczów. Jakieś ręce wyciągają się ku górze... Oczy błyszczą nienaturalnem podnieceniem... Słychać histeryczne wykrzykniki kobiet:
— O Boże! Czy wygra? Grot, jeszcze wysiłek!...
Grotowi nie potrzeba zachęty. „Magnus“ już jest przy boku „Ruth“, ale do celownika ledwie pięć dłu-

40