Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Demon wyścigów.djvu/31

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nie... Później „Grom“ dość mocno... Dalej reszta pola... Cztery konie... Na nich zagrają różni ryzykanci... Wypłata będzie się wahała pomiędzy trzykrotną a czterokrotną stawką... Ja więcej zaofiarować nie mogę, jak trzy do jednego... I tak popełniam szaleństwo...
— Więc w razie wygranej „Magnusa“ otrzymam jutro czterdzieści pięć tysięcy?...
Ciemniowski skinął głową. O to tylko Świtomirskiemu chodziło..
— Zechce pan przeliczyć! — rzekł, przysuwając ku niemu paczkę pięćsetek.
— Wierzę hrabiemu na słowo! — odparł uprzejmie Ciemniowski, choć grube jego palce, niby od niechcenia szybko przebiegły wzdłuż paczki. — Musi się zgadzać! Piętnaście tysięcy. Doprawdy, zwarjowałem na starość, przyjmując podobny zakład. Przyjmuję, bo hrabia przegrał do mnie sumy znaczne i mniej więcej na podobnych warunkach. Zawsze jestem dżentelmenem i daję rewanż, choć ryzykuję podwójnie... Ukarany zostanę za moją wiarę w „Ruth“...
— A ja za „Magnusa“...
Obaj panowie uśmiechnęli się, poczem Świtomirski powstawszy z miejsca, uścisnął dłoń gospodarza serdecznie i opuścił jego mieszkanie.
Każdy właściciel stajni jest podobny do matki. Jak matka wierzy, że jej pociecha jest najpiękniejsza i najmądrzejsza na świecie — sportsman sądzi, iż niema konia, któryby mógł równać się z jego koniem. Podobne usposobienie posiadał zapewne i Ciemniowski. Bo kiedy za Hubą zamknęły się drzwi, zatarł z zadowoleniem ręce, pogłaskał paczkę banknotów i mruknął:
— Tego piętnastaka, to nie zobaczysz nigdy!...

29