Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Demon wyścigów.djvu/30

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Chciałbym uczynić zakład... — począł Świtomirski.
— Hm... właściwie...
Huba wyciągnął z kieszeni paczkę banknotów. Ich widok rozproszył obawy gospodarza.
— Właściwie — dokończył poprzednie zdanie — nie powinienem przyjmować zakładu. Chodzi hrabiemu zapewne o „Magnusa“, ma on się spotkać z moją „Ruth“... Ja jestem przekonany, że wygram... pan hrabia również... Co prawda, obu nas może pogodzić „Grom“... Przegrywał on do mojej klaczy, ale z tym łajdakiem Kasprzykiem nigdy nic nie wiadomo, tak ciemni konie...
— Przywiozłem piętnaście tysięcy! — oświadczył Huba, który z pozostałej mu sumy, pragnął dwa zatrzymać na „drobne wydatki“. — Nie chcę stawiać w totalizatora... Za mną rzuciliby się wszyscy, wypłata byłaby żadna... Przyjmie pan?
Ciemniowski certował się jeszcze:
— Wiecznie hrabia kusi...
— Jaką pan da „cotę“?
— Jakąż mam dać „cotę“? Załóżmy się piętnaście za piętnaście...
— To mi się nie uśmiecha! — mruknął Huba. — Gdybym nawet postawił w totalizatorze, otrzymałbym z górą podwójną wypłatę. Sądziłem, że pan da lepsze warunki...
— Hm... lepsze warunki...
Ciemniowski zastanawiał się chwilę. Stawka Świtomirskiego nęciła go i nie miał zamiaru jej wypuścić, z różnych, sobie wiadomych względów. Wreszcie powoli jął obliczać:
— Powiedzmy, hrabia nie stawia w totalizatorze... Wysokość wypłaty? Nasze konie będą obstawione jednakowo, choć „Magnusa“ faworyzują staj-

28