Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Demon wyścigów.djvu/238

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Napewno?
— Niema... żaden... konkurent...
Rozmawiali z pewnym trudem. Ciemniowski, nie władający angielskim, dopomagał sobie mimiką i ruchami rąk, rzekomy Smith, umyślnie kaleczył język polski.
— Jakto niema współzawodnika? — zdziwił się Ciemniowski — przecież „Magnus“ idzie? Rozumie... pan... „Magnus“ Świtomirskiej...
— Ooo... Nie!... — Smith szerokim gestem wskazał, że ogier Switomirskiej na paddocku jest nieobecny....
— Nic nie znaczy! Właśnie przyszedłem panu powiedzieć, że postanowiła w ostatniej chwili go puścić i na tablicy, jako jeźdźca, wywieszono chłopca, Błaszczyka... Jedzie... Błaszczyk....
— Psia krew! — mało nie wyrwało się Szmithowi. Wnet się opanował i zapytał, grając nadal swą rolę. — Jedzie... klopaka... Blaszczyk?... Impossible..
— Pojął pan?
— O, yes! I understand! A... nima... paddock?
— Bo go siodłają w stajni i ze stajni prosto do startu wyruszy...
— O o o...
— Sądzi pan — dalej wypytywał Ciemniowski — że „Magnus“ pod Błaszczykiem, może stać się dla nas groźny? Że... wygra... bez Grota?...
— I supposse not! Nie wygra... bez dobra żokiej...
— Mamy większe szanse?
— O, yes! Może... być mister... spokojna... o nasza „Ruth“...
Ciemniowski rozchmurzył swe szerokie oblicze — i odszedł całkowicie zadowolony.

236