Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Demon wyścigów.djvu/227

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mu powiedziałem, że porwano Grota. Sądzę, że nie kłamie. Zbyt wielki z niego tchórz, aby miał uczestniczyć w podobnych aferach...
— Cóż robić?
— Natychmiast zawiadomić policję. Niech przetrząsną okolice Warszawy. Daleko nie mogli go wywieźć. Ja również z mej strony nie opuszczę rąk...
— Czy ja mam zawiadomić?
— Wyręczę pannę hrabiankę i sam to natychmiast uczynię, chcąc oszczędzić jej trudu... Sądzę, że nawet dla sprawy lepiej będzie, o ile porozumiem się z władzami osobiście...
— Strasznie pan dobry, panie Den... i cała moja otucha w panu!... Chciałam tylko dowiedzieć się o jedno...
— Słucham?...
— Czy pan sądzi, że Grot się znajdzie? — znów lekkie drżenie zadźwięczało w głosie Tiny.
— Znaleźć, to się znajdzie! — odrzekł szczerze detektyw — Ale kiedy? Czy do jutra? Wątpię... Nie sądzę, by go miano zamordować, lub uczynić jaką krzywdę. Chcą Grota przetrzymać w więzieniu, póki nie odbędzie się „Derby“, aby uniemożliwić wygraną...
— Takie i moje zdanie...
— Nie traćmy nadziei... Sprawców pochwycimy napewno... A teraz, pożegnam pannę hrabiankę, bo czas nagli...
Rozmowa została ukończona.
Więc nawet Den nie obiecywał rychłego wyniku poszukiwań...
Tina poczuła się całkowicie złamana... A tak liczyła na detektywa. Tak liczyła, że wynajdzie

225