Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Demon wyścigów.djvu/215

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dłużyła pieszczotę przywierając do draba całem ciałem. Owionął ją zapach przepoconej bielizny, taniego tytoniu i alkoholu... Ledwie nie zakręciło się Irmie z obrzydzenia w głowie i bodaj nigdy nie doznała uczucia podobnego wstrętu. Lecz ręka powoli, błądziła nieznacznie do zamierzonego celu. Jeszcze chwila, jeszcze jeden ruch — i browning był w jej dłoni... Wtedy szarpnęła się gwałtownie.
— Dość!
„Malowany“ cofnął się nie protestując, ani nie napierając o powtórny pocałunek.
— Jednak jacy oni karni! — przemknęło przez myśl Irmie — Z kim innym niebezpieczniejsza mogłaby się stać podobna zabawka!... Lecz pora kończyć...
Podeszła do stołu i nalała prawie całą szklankę whisky.
— Szanowny towarzyszu! — oświadczyła głośno. — Kto całował się ze mną, musi wypić moje zdrowie!... Oto szklanka...
— Taką stopkę?
— A czy to dla pana pierwszyzna?
„Malowany“ popatrzył na nią z ukosa, lecz na wykręty nie pozwalała mu podraźniona ambicja. Wychylił trunek do dna — i uległ mu rychło całkowicie.
Jeszcze stał przez chwilę, oddychając ciężko i patrząc na Irmę szklanym wzrokiem. Poczem zachwiawszy się, osunął na krzesło. Zamknął oczy — i wnet pokój napełniło donośne chrapanie. Usnął.
— Zwycięstwo! — mało nie wykrzyknęła Irma — Zwycięstwo! Pędźmy do Grota!...
Zamknąwszy za sobą drzwi, prowadzące z sion-

213