Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Demon wyścigów.djvu/207

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Niemożebne!... Nachyliła się jeszcze bliżej, cofnąwszy się wnet z mimowolnym lękiem...
Uszycki nie żył!..
— Słuchaj! — mocno drżał głos Irmy, gdy z powrotem stanęła na progu pokoju, w którym leżał Grot — Uszycki nie żyje!...
— Umarł! — powtórzył żokiej, z widocznem wzruszeniem, gdyż choć za wroga stale poczytywał „barona“, wrażenie wywarł na nim ten zgon — Zamordowali go bandyci!
— Widocznie narkotyk podziałał za silnie!... A może skończył nagle na serce...
— Co za łajdactwo!
— Mów ciszej... Nic nie poradzimy... I leż spokojnie...
— Trudno się nie przejmować, gdy się znajduje w sąsiedztwie człowieka, zamęczonego przez zbrodniarzy...
— Myślisz, że na mnie to zrobiło mniejsze wrażenie... Ale pamiętaj, że najmniejsza nieostrożność a i nas podobny los spotka...
Grot zamknął oczy i wyciągnął się nieruchomo...





205