Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Demon wyścigów.djvu/183

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

go twarzy znikł dotychczasowy uprzejmy uśmiech, a nabrała ona dziwnie złego i zawziętego wyrazu.
— Pana przywiozłem, jako więźnia!
Nagle, jakgdyby jaka zasłona rozwarła się przed Grotem, ukazując nagą, a straszliwą prawdę. Ten czterdziestoletni, krępy mężczyna — na pozór flegmatyczny i dobroduszny brytyjczyk z nieodstępnem w kącie ust cygarem — był w rzeczy samej...
— Demon wyścigów! — zawołał nagle.
Smith dalej nie zamierzał się maskować.
Tak demon wyścigów! — powtórzył — Poznałeś demona na swoje nieszczęście!
I zanim oszołomiony Grot zdążył się usunąć, przyskoczywszy błyskawicznym ruchem, typowo bokserskiem uderzeniem powalił go na podłogę.. Później wzniósł pięść raz i drugi... Dopiero, kiedy spostrzegł, że Grot leży zemdlony, zaprzestał znęcania się nad przeciwnikiem.
— Ma dość! — mruknął — Obudził się za wcześnie!
Pochwycił z zaiste herkulesową siłą Grota, niczem piórko i odniósł do tegoż samego pokoju, z którego tamten pełen otuchy, wykradał się przed chwilą...

Kiedy Smith powrócił do gabineciku, spełniwszy swe zadanie — jednocześnie niemal z nim weszła, innemi drzwiami kobieta.
Była nią Irma.
Ubrana w skromny, sportowy kostjum, nie przypominała dziś niczem zazwyczaj szykownej i wystrojonej artystki. Widocznie umyślnie przebrała się tak na „wyprawę“, nie pragnąć zewnętrznym wy-

181