Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Demon wyścigów.djvu/182

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Gdy przywarł okiem do szpary, drgnął i mało nie krzyknął.
Pokój nie był pusty. W fotelu obrócony trochę bokiem do wejścia siedział mężczyzna, ale tego Grot najmniej spodziewał się spotkać.
I ten wpadł w pułapkę?
Dłużej nie mógł pohamować swej niecierpliwości.
— Smith! — zawołał, stając na progu.
Żokiej Ciemniowskiego odwrócił głowę i spojrzał na Grota, jakby wcale nie zdziwiony jego obecnością.
— Smith! — powtórzył Grot — jak pana tu wciągnięto? Jaka to szkoda, że pan nie mówi po polsku... Pewnie nie będziemy mogli się dogadać... Rozumie pan... zasadzka!...
Anglik uśmiechnął się, powstał z fotela, podszedł do Grota i odezwał się jaknajczystszą polszczyzną:
— Doskonale, przyjacielu, wiem, co to jest zasadzka!
— Pan mówi po polsku!
— Znakomicie! Bo jestem polakiem!
— Pan? Anglik Smith? Polak?
— Podobno...
Grot patrzał na swego kolegę szeroko rozwartemi ze zdumienia oczami. Nadal nie pojmował...
— Ale skąd pan tu?...
— Willa jest moją własnością!
— Ta willa?
— Tak!
— Więc ja?
Smith zbliżył się o parę kroków do Grota. Z je-

180