Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Demon wyścigów.djvu/156

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

A bez interwencji władz też się obejdzie!... Sądzę, panie Lisik, pieniądze wystarczą...
Sięgnął do kieszeni. Lichwiarz oniemiał, a Uszyckiemu mało ze zdziwienia nie wypadł monokl z oka. Na stół poczęły padać pięćsetki, setki i drobniejsze banknoty. Grot przeliczył je starannie.
— Dwadzieścia dwa tysiące!... Tyle zdaje się wynosi dług... Proszę sprawdzić.
— Skąd pan wziął? — mało nie wyrwał się okrzyk Switomirskiej, której żywo zabłysły oczy ze zdumienia i wielkiej radości. Pohamowała się jednak, rozumiejąc, iż podobnem zapytaniem obecnie uraziłaby Grota.
Podczas, gdy lichwiarz, któremu z gniewu trzęsły się ręce, długo liczył banknoty, Uszycki opanowawszy się, przysunął do Tiny i szepnął:
— Odemnie pani nie chciała? A od niego przyjmuje?
— Od pana Grota przyjmę! — dumnie oświadczyła Switomirska... Raczej wykupuje on sam dla siebie konia, bo od dziś poczytywać będę „Magnusa“ za jego własność.
— Nigdy! — zaprzeczył żywo żokiej...
— Później o tem pomówimy! — odparła, rzucając Grotowi przeciągłe spojrzenie, poczem zwróciwszy się do barona, rzekła — A teraz nie zatrzymuję pana, panie Uszycki...
Ten sam zrozumiał, iż obecność jego jest zbyteczna.
— Żegnam panią i żałuję...
Grot nie pozwolił mu dokończyć.
— Proszę nie żałować! — zawołał. — Raz już miałem przyjemność udzielić panu małej nauczki, którą pan oczywiście zbagatelizował, ponieważ po-

154