Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Demon wyścigów.djvu/143

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— A nie bądźże pan warjatem! — krzyknął mu w ucho Maliński, który z powrotem przybliżył się do żokieja. — Ściągnij pan po abatażu połowę!...
Abatażem, przy grze w baka, nazywają wypadek, kiedy gracz nie dokupując, odrazu otwiera ósemkę, lub dziewiątkę. Wtedy ma on prawo ściągnąć połowę, a resztę pozostawić do bicia. Mądrze więc radził Maliński zabrać trzy tysiące, ryzykując resztę.
Grot pozostał głuchy na ostrzeżenie.
Tym razem, gdy zajrzał w karty stwierdził, że posiada oczek siedem. Chwilę niespokojnie zadrżało w nim serce. A nuż Bejzeman otworzy swoje i pokaże abataż. Lecz przeciwnik, na szczęście, zabastował:
— Mam dość! Nie kupuję!
Grot odetchnął. Jeśli Bejzman nie kupował, najwyżej może mieć siódemkę, są więc w karcie, posiadając jednakową liczbę oczek.
— Siedem...
— Znów pan wygrał! — odparł tamten, rzucając na stół swe karty z pewnem zniecierpliwieniem. — Stanąłem na szóstce!
W głosie dyrektora zadźwięczało, źle hamowane podrażnienie. Do szóstki nigdy się nie kupuje i musiał on na niej stanąć i przegrać, skoro Grot miał odrazu oczkiem wyżej. Drżały mu palce, gdy liczył pieniądze i rzuciwszy je na stół, dość opryskliwie mruknął:
— Dwanaście tysięcy osiemset!... Zabrał mi pan całą wygraną... Dobrze mi tak.. Nie trzeba się było bawić w „pacewicza“!
Na dźwięk wymienionej sumy, żokiej oprzytomniał. Tak, pośrodku stołu leżało blisko trzynaście

141