Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Czarny adept.djvu/75

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

padki. Sieoziała zgnębiona, wciśnięta w róg otomany, przy oczach trzymała chusteczkę.
— To takie straszne — szeptała śród łez — takie potworne! Biedna siostrzyczka! Pragnęła się porozumieć z nami!
— Czarny adept — przerwałem — musiał przewidzieć niebezpieczeństwo. Zapewne o pamiętniku panny Mary nic nie wiedział, lecz pragnął przekonać się, co zamierzamy, co pragniemy uczynić. Śledził i pilnował zdala. Jak pająk wyciągnął swe ramiona, szukał i natrafił na eksperyment przeciw niemu ukuty. Groźny to przeciwnik i poczynam wierzyć w jego hyperfizyczne właściwości. Dokonał wywiadu w ciele astralnem i ten jego sobowtór sparaliżował, unicestwił nasze usiłowania.... Ciężka to będzie walka, bardzo ciężka... bo nierówna. Silniejszy on, groźny, lecz nie należy opuszczać rąk... W każdym razie przekonał się, że również nie jesteśmy bezbronni.... że mamy dowody przeciw niemu, mamy obciężające go niebywale zapiski... Dopóki ten dokument w naszem ręku liczyć się on musi i wie, że niema sprawy wygranej....
— Gdzie są notatki? — zapytała Rena.
Rozejrzałem się dokoła. Spojrzałem na stół. Pamiętnika nie było. Tam jednak na pewno powinien się był znajdować.
— Przecież położyłem go podczas seansu...
— I ja takie odniosłam wrażenie — potwierdziła.
Rozpocząłem poszukiwania. Bezskutecznie. Tymczasem doskonale pamiętałem, żem go niedawno miał, że ściskałem kurczowo, gdy zadawałem pytania zjawie. Uczernione końce palców świadczyły, że spotniała z gorąca, czy zdenerwowania dłoń zachowała ślad liter kreślonych atramentem.
— Nic nie rozumiem... czyżby....
Już chciałem snuć nadprzyrodzone wnioski o mo-