Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Czarny adept.djvu/68

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jeśli nawet tak było, była to walka z nieuchwytnym, z zagadkowem X.
Sprawa przedstawiała się poważnie i ciężko. Co wiedziałem o czarnym adepcie? Wyliczę.
Stoi na czele zakonspirowanej organizacji i celem kontaktu urządza zebrania. Ma do swej dyspozycji willę pod miastem, w Konstancinie, w niej już nie bywa i zatarł za sobą wszelkie ślady. Prawdopodobnie nadal zgromadzenia odprawia w miejscu niewiadomem... i tu informacje się kończyły. Można było jeszcze dorzucić, że przedstawia się jako baron de Loves, o którym nigdy nikt nie słyszał i że nazwisko zapewne jest zmyślone. Lokator domku zwał się zgoła inaczej, jak sprawdziłem, a w rubryce policyjnej widniała adnotacja „wymeldowany niewiadomo dokąd“.
Z tak nadzwyczajnym i tak niezwykłym przeciwnikiem należało zmagać się niezwykłą bronią.
Zdecydowaliśmy się z Reną na krok, może dziwaczny. Dnia tego rano, telefonował do mnie dr. Habdankowski, proponując przysłać, celem badania, wcale nieznane jeszcze w Warszawie a niezwykłej mocy medjum. Medjum to, mężczyzna w sile wieku, miało zarówno zdolności jasnowidzenia jakoteż materjalizacyjne i w jego obecności, twierdził doktór, na którego zdaniu śmiało można było polegać, zachodziły zgoła supranormalne objawy.
Propozycji uchwyciłem się spiesznie. Prosiłem znanego lekarza o łaskawe skierowanie pomienionego pod moim adresem, dodając, że z całym pietyzmem próby doświadczalne uczynię. Medjum to, nazwiskiem Bolesław Forek (rzecz dziwna, że każde medjum zwie się podobnie: Guzik, Fronczak lub Forek) z zawodu ex robotnik garbarski, miał się stawić o godzinie 7 wieczór.
W ciągu dnia wpadła mi myśl może nie nowa,