Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Czarny adept.djvu/31

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

W tej chwili uczoną rozmowę przerwała subretka, wnosząc na tacy herbatę i nieodzowne petit four’y. Dalej, ku pokrzepieniu serc, widniały wysmukłe szyjki likierowych butelek.
— Napije się pan herbaty.. a może kawy i kieliszek Fin Cognac’u, bo ja to najchętniej pijam...
Otrzymałem z umanicurowanych rączek o bordo paznokietkach maleńką chińską filiżankę; przez ten czas panna Rena nalewała do wysokich cienkich kieliszków złocisty trunek.
— Więc panią — począłem — tak interesuje okultyzm? Przyznaję jest to wcale ciekawy temat. Działa jak haszysz.
— Jak haszysz?
— W dzisiejszych warunkach jest on samozapomnieniem i ucieczką od życia. Wszystkie religje nam się znudziły, są zbyt mało fascynujące dla człowieka XX wieku. Dla tego szukamy czegoś nowego. Bo teozofja i hermetyzm są religją po części!
— Właściwie rozwiązaniem zagadek życia i śmierci.
— A czem innem są religje, jak nie hypotezami podającemi aksjomatycznie rozwiązanie zagadki bytu. Czem innem? Filozofją dobra za życia i nauką o istnieniu „po życiu”! To samo czynią nauki tajemne. Lecz jeśli zagadek śmierci rozwiązać nie tak łatwo, bo zazdrośnie kryją swą tajemnicę a pokazywanie „widoków krain zagrobowych” przez różnych szarlatanów na odczytach, może budzić uśmiech jedynie — o tyle istotnie zagadki, jak już powiedział wielki Paracelsus, stać nam mogą otworem.....
Panny słuchały uważnie. Kontynuowałem bezpłatny odczyt dalej.
— Bo właściwie, odrzuciwszy iluzoryczne spekulacje alchemików i cudotwórców średniowiecza, czem jest