Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Czarny adept.djvu/149

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Skrzywdzony, mimowolnie mści się na innych, bo je uważa za takie same i kochać nie może... sentymentalne i szczere panie... ofiarą padną! Bezwzględnie ohydne i wstrętne orgje bractwa napawać mogą obrzydzeniem i grozą... tak, lecz czy nie jest to signum temporis?
— Jakto?
— Skoro kobiety chcą żyć po męsku, muszą ponieść konsekwencje takiego światopoglądu. Gdy propaguje się jawnie insposibilitas amandi, niemożność kochania — muszą się pojawić równie paradoksalnie — potworne teorje o zaniku uczucia i zazdrości u mężczyzny...
Jest to równe zdegenerowanie, jak i poprzednie twierdzenia, lecz na całe szczęście — sentymentu — żadne „bractwa miłości“, ani chłopczyce nie potrafią wykorzenić!
— Czemu?
— Bo miłość jest najwyższem i najdoskonalszem pięknem istniejącem na świecie... Gdyby ją wyrwano, niby zbyteczną kartę, upadłby zapewne sens, radość i cel życia...
Zapadło milczenie.
Że ręce nasze, Reny i moje, zbliżyły mimowolnie do siebie i pozostały w uścisku, do tego już nic absolutnie czytelnikowi. Surowo mu zabraniam, i wymawiam sobie, wkraczania w tak intymne sprawy...


KONIEC.