Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Czarny adept.djvu/142

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mędrzec nieśmiałym i politowania godnym żebrakiem... Lecz dla mnie pieniądze nigdy nie były fetyszem, stanowiły coś, gdy przez niego mogłem spełniać zamierzone cele, burzyć stary ład, wypowiadać walkę światu i wojnę pieniędzom — pieniędzmi...
— Nie rozumiem do czego to zmierza?
— Chwila cierpliwości, łaskawa pani... Zapomnijmy o niedawnej o tak przykrej finansowej rozmowie i... Może wówczas zrozumiałem się stanie, iż nie jestem tyle winien śmierci siostry pani, ile wydawaćby się mogło...
Wstał z swego miejsca, nerwowo przeszedł po pokoju. Znów wychylił jednym łykiem dużą czarę trunku.
— Ha... ha... ha... pojmuje pani?
Smiał się. Snać alkohol poczynał działać na ten silny organizm, gdyż pod jego wpływem, przeobrażał się zupełnie. On, zwykle tak zimny i opanowany, wykonywał ruchy szybkie, gwałtowne. Twarz dotychczas blada, czerwieniała. Z przygnębienia przechodził w nastrój wesoły i beztroski.
— Hej! — zawołał żywo — ciśnijmy stare wspomnienia z wysokiej skały w przepaść niepamięci! Dobrze?... I będzie pani za chwilę wolna, bez żadnych conditiones i zastrzeżeń... zupełnie wolna... Lecz chciałbym w jej umyśle pozostawić pewien refleks po sobie... ha... ha... ha...
— Nowa wymyślna tortura? — ozwała się z pogardą Łomnicka.
— Tortura... hm... jak dla kogo? Chciałem tu obecnym, a łaskawie mnie rozmową zaszczycającym paniom, zaproponować mały eksperyment... wcale ciekawy...
Pochwycił dużą kryształową karafkę, napełnioną