Strona:Stanisław Antoni Wotowski - Czarny adept.djvu/140

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zmagały się o lepsze z bardziej silnemi, gwałtownemi impulsami. O mojej obecności, zdawało się, zapomniała zupełnie.
Czarny adept mało zwracał na towarzyszkę uwagi. Ponownie napełniał szkło i sączył trunek powoli.
— Co zamierzasz zrobić z Łomnicką? — padło nagle ostre pytanie. Niby nóż rozdarł szczelną kotarę, za którą taiło się nieświadome.
— Z Łomnicką? — powtórzył.
— Tak! Zamkniętą w twojej sypialni? Co pragniesz przedsięwziąść? Czy też ją chcesz zdobyć, jak inne?
— Zdobywać kobietę oznacza przyznawać się własnej słabości. Człowiek mocny powinien być zdobywany przez kobietę, lub wogóle się nią nie interesować... w tym wypadku...
— Więc?
— Och! Nie jesteś kochankiem tej pani, byś miała być o nią zazdrosną, lub cię tak dalece interesował jej los... Zresztą, przekonasz się za chwilę. Zawsze robię tylko to, co sam zechcę...
Podszedł do drzwi drugiego pokoju i powoli jął kluczem otwierać. Zgrzytnął zatrzask. Znikł w sąsiedniej komnacie. Teraz zbliżał się kulminacyjny moment rozgrywki. Siedząca, pozornie obojętnie Hanna jednym susem znalazła się przy wejściu do mego schowania. Gorączkowo powtarzała:
— Tam na dole sprężyna! Niech pan naciśnie.
Wzdłuż szpary przeprowadziłem ręką i nacisnąłem na ukryty guzik. Zdawna zresztą byłem świadom jego miejsca, bo w ten sposób wszedł do sali dziwny przedtem starzec i uprzednio zdążyłem sprawdzić, gdzie znajduje się otwierający drzwi mechanizm. Jeśli dotychczas nie znalazłem się wewnątrz, było