Strona:Sprawozdanie Stenograficzne z 36. posiedzenia Sejmu Rzeczypospolitej Polskiej.pdf/9

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

7
36. posiedzenie Sejmu w dniu 20 marca 2013 r.
Informacja ministra spraw zagranicznych o założeniach polskiej polityki zagranicznej w 2013 r.

Minister Spraw Zagranicznych
Radosław Sikorski

lacyjnie państwa używające waluty euro. Uzupełniają je układ z Schengen oraz traktat fiskalny. Jak na tle kręgów integracji czy, jak mówią inni, jej różnych prędkości rysuje się pozycja naszego kraju? Wobec zawirowań na Południu i wyspiarskiego dystansu Wielkiej Brytanii mamy szansę wejść do najściślejszego kręgu decyzyjnego Unii Europejskiej. Choć jesteśmy liczącym się państwem członkowskim, to aby zwiększyć nasze znaczenie, powinniśmy być gotowi dołączyć do strefy euro… (Oklaski)
(Poseł Janusz Palikot: Brawo!)
…lecz tylko w taki sposób, który wzmocni gospodarkę. Tak jak 4 lata temu uczyniła to Słowacja, gdzie wbrew powszechnym obawom natychmiast spadła inflacja, a wielkie sieci handlowe zaokrąglały ceny w dół. Wkrótce wspólną walutę przyjmą inne państwa naszego regionu – po Estonii także Łotwa i Litwa.
Członkostwo Polski w strefie euro przyniesie wymierne korzyści, których skala zależeć będzie od siły i przygotowania naszej gospodarki oraz ostatecznego kursu złotego wobec euro, korzyści dla konsumentów i przedsiębiorców: tańsze pożyczki, brak konieczności wymiany waluty przy podróżach zagranicznych, ułatwienie zakupów internetowych, łatwość dokonywania międzynarodowych transakcji, prostsze rozliczanie się firm z funduszy unijnych i wreszcie zwiększenie zaufania zagranicznych inwestorów. Wspólna waluta to także odebranie politykom prawa do nieodpowiedzialności i możliwości psucia pieniądza. Nikt, kto poważnie myśli o finansach państwa, nie powinien bać się kar wymierzanych za lekkomyślne szastanie pieniędzmi przyszłych pokoleń. W zamian bowiem uzyska pewność, że w razie niezawinionego kryzysu nie będziemy zostawieni sami sobie. A skoro tak, to słowami Józefa Ignacego Kraszewskiego nieprzekonanych pytam: Dlaczego boicie się zmian, choćby na lepsze? Wysoka Izbo! Wobec wyłaniającej się nowej Unii Europejskiej skupionej wokół strefy euro zadajmy sobie szczerze pytanie, jaki typ relacji z resztą Unii najlepiej będzie służył naszemu interesowi narodowemu. I nie chodzi mi o perspektywę jedynie średnioterminową, którą już tutaj zarysowałem, to znaczy kiedy i po jakim kursie przystąpić do trzeciego etapu Unii Gospodarczej i Walutowej. Czas i warunki wykonania tego kroku trzeba ostrożnie i mądrze rozeznać. Ale powiedzmy sobie to jasno: przystąpienie do strefy euro leży w strategicznym interesie Polski. (Oklaski) Stawką jest geopolityczne umocowanie naszego kraju na dekady, a może, oby, na wieki. (Oklaski)
W Unii Europejskiej działają bowiem także siły odśrodkowe. Przy okazji kryzysu wypłynęły na wierzch egoizmy narodowe. Niestety, interes Wspólnoty jako całości bywa spychany na drugi plan i jest coraz częściej podporządkowywany polityce wewnętrznej. Niektórzy sądzą, że mogą wybierać z europejskiego menu jedynie te potrawy, które smakują im najbardziej, korzystać z dobrodziejstw integracji, nie angażując się we wspólne przedsięwzięcia. Łudzą się, że będąc poza Unią, mogliby ważyć więcej, mieć większe pole swobody. Ale pamiętajmy, że gdyby Unia Europejska miała być jedynie tymczasową strefą wolnego handlu, to adekwatne byłoby pytanie jednego z europarlamentarzystów o to, dlaczego brytyjski podatnik ma dokładać się do budowy warszawskiego metra. Solidarność i spójność mają sens wtedy – i tylko wtedy – gdy jako Europejczycy dostrzegamy wspólnotę naszych losów.
Tymczasem udział gospodarek państw członkowskich Unii Europejskiej spadł w światowym PKB w ciągu ostatnich 20 lat o prawie 1/4 i będzie spadał nadal. Odwrotny trend dotyczy mocarstw pozaeuropejskich, które będą dynamicznie rosnąć. Jeśli w Chinach nie dojdzie do kryzysu zadłużenia, to rok 2016 może być pierwszym, w którym staną się one gospodarczo potężniejsze od całej Unii.
Ostrzegam więc – wyobrażenia o państwach Unii działających na światowej arenie w pojedynkę to niebezpieczne mrzonki. Zastrzeżenie to dotyczy nawet Wielkiej Brytanii, której udział w unijnym PKB wynosi 14%, a co dopiero Polski, dla której wskaźnik ten wynosi 5%. Podobnie niekorzystne dla Europy, lecz jeszcze bardziej nieubłagane, są trendy demograficzne. O ile w 1960 r. ludność naszego kontynentu stanowiła prawie 20%, a w 2000 r. niecałe 12% populacji świata, to w roku 2040 będzie to zaledwie nieco ponad 8%.
Wobec tych przemian potrzebujemy porozumienia o transatlantyckiej strefie wolnego handlu – Unia Europejska i Stany Zjednoczone – zwłaszcza że jest to kolejny argument przemawiający za silnym głosem Unii w świecie. Tak korzystnego porozumienia w pojedynkę nie wynegocjowałoby żadne państwo europejskie.
My, Polacy, przekonaliśmy się, że wspólny interes Europy to nie abstrakcja, tylko namacalna rzeczywistość. Tak było przy okazji zniesienia rosyjskiego embarga na import naszej żywności czy przy negocjacjach gazowych. Tu nie potrzeba wielkich słów. Wspólne działanie Unii po prostu się opłaca.
Pani Marszałek! Wysoki Sejmie! Pamiętając, że wszelkie analogie historyczne mają ograniczoną użyteczność, porównałbym Unię Europejską do mocarstwa rzymskiego – organizmu, który na stulecia, przynajmniej w Europie Zachodniej, określił schemat osadnictwa, siatkę dróg i dorobek prawny, z którego korzystamy do dzisiaj. Tyle że nasza Unia jest lepsza, bo nie powstała w drodze podboju, lecz dobrowolnie.
Wszyscy czujemy, że pytanie o granice integracji europejskiej to pytanie o nasze bezpieczeństwo i o potęgę zachodniej cywilizacji. Pytanie o granice Starego Kontynentu jest stare jak marzenie o europejskiej jedności. Dla niektórych Europa jest tam, gdzie stoją średniowieczne ratusze i katedry. Dla wielu na Zachodzie mentalna granica utrwalona przez pół wieku