Wobec niezwykłego hałasu, panie pośpieszyły przekonać się, co się dzieje w dziecinnym pokoju. Właśnie w chwili, gdy Zosia, odtrącając nogami i pięściami Kamilkę i Madzię, miała się rzucić na Stokrotkę, która stała przerażona, jakby w osłupieniu. Obecność starszych powstrzymała Zosię, czerwoną z gniewu i oczekującą teraz strasznej kary.
Pani Marja zbliżyła się do niej w milczeniu, wzięła ją za ramię i zaprowadziła do pokoju, którego jeszcze Zosia nie znała; a który zwano „pokutniczym“. Tam posadziła winowajczynię za stołem i wskazując jej papier i pióro, rzekła:
— Przesiedzisz tu aż do wieczora, masz mi napisać...
— Ależ to nie ja, proszę pani, to Stokrotka napadła na mnie — przerwała Zosia.
— Milcz i nie odzywaj się kiedy cię nie pytają, odrzekła pani Marja i otworzywszy książkę, kazała przepisać Zosi dziesięć razy jakiś wierszyk zakreślony. Jak się uspokoisz nieco, przyjdę, abyś przy mnie zmówiła modlitwę, dla przebłagania Boga za twą porywczość. Obiad ci tu przyniosą i pójdziesz spać, nie powiedziawszy dobranoc swym przyjaciółkom.
— Powiadam pani, że to nie ja, ale Stokrotka winna — zawołała Zosia porywczo.
Strona:Sophie de Ségur - Przykładne dziewczątka.djvu/120
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.