Strona:Sophie de Ségur - Przygody Zosi i wesołe wakacje.djvu/21

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pani Irena. Nie sposób zostawić je pod opieką niedobrej matki, która mogła by je zabić, a przecież warto wychować takie miłe stworzonko.
— Najlepiej będzie, mamusiu, wziąć je do naszego mieszkania, w pokoiku z mojemi zabawkami postawi się duży koszyk; bedziemy je karmiły, a gdy wyrośnie, zaniesiemy do kurnika.
— Może i masz słuszność — odparła mamusia — zabierz je w koszyczku pustym do chleba, urządzimy mu naprędce posłanie.
— Ach, spójrz, mamusiu. Ż szyjki jego krew płynie.
— To są uderzenia tej wściekłej kwoki, odrzekła pani Irena. Jak tylko wrócimy do domu, trzeba wziąć u panny Julji plasterek angielski i przyłożyć na rance. Żosia była uszczęśliwiona z możności pielęgnowania kurczątka. Karmiła je bułeczką, jajkiem na twardo, chciała upoić mlekiem, ale lepiej mu smakowała zimna woda.
W trzy dni potem ranka zupełnie już się zagoiła. Kurczątko czubate przechadzało się przed gankiem od strony ogrodu. Po miesiącu było już tak duże, że możnaby sądzić, iż