Strona:Sofokles - Elektra.djvu/35

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
ELEKTRA

Zło mnie przemogło, wiem ja, wiem,
Gniew mnie porywa.
Nie stłumię go, dopókim w złem
I pókim żywa.
Bo, miłe drużki, jakiemi wy słowy,
Któż rozumnemi pociechy namowy
Troski mi ujmie grobowej?
Przestań więc, przestań co prędzej!
Głos wasz rany nie zagoi,
Niema końca dla mej nędzy,
Kresu skardze mojej.

CHÓR

A przecież ja cię jakby matka wierna
Upominałam serdecznemi słowy,
Byś do klęsk dawnych nie przydała nowej.

ELEKTRA

Czyż złość tamtych nie bezmierna?
Przepomnieć zmarłych, czyż rzecz to przystojna?
Kogóż ich pamięć nie wzruszy?
Niechbym, dopóki źdźbło cnoty mam w duszy,
Nie żyła z tymi we czci i spokojna,
Rozdźwięcznych żalów połamawszy pióra,
Ojców mych wyrodna córa!
Bo jeśli zmarłych czas w marny proch zetrze,
Ci krwią nie spłacą za krew i ohydy,
To ludzi zbożność i wszelakie wstydy
Wnet się ulotnią w powietrze.

CHÓR

My tu przyszłyśmy, o dziecię, w twej sprawie
I własnej także; nie uznasz słów naszych,
To zwycięż, a my pójdziemy za tobą.

ELEKTRA

Wstyd mi, niewiasty, jeżeli zawodząc

Tak bezustannie, niesforną się wydam;
255